28 kwietnia 2013

Niezwykłe zastosowania

Nie od dziś wiemy, że produkty i przedmioty, które znajdują się w naszych gospodarstwach domowych, można wykorzystać w innym celu aniżeli służy ich przeznaczenie: woda utleniona rozjaśni włosy, złoto pomoże zwalczyć uporczywy jęczmień, świeży ogórek i herbata posłuży jako kompres dla zmęczonych oczu a pasta do zębów wyczyści srebro. Takich alternatywnych zastosowań jest całe mnóstwo. Niby nic w tym dziwnego, ale o większości z nich nawet mi się nie śniło. Ba, kilka z nich wprowadziło mnie w totalne osłupienie. Niektóre rzeczy codziennego użytku mogą być naprawdę uniwersalne w swym zastosowaniu a co najważniejsze, pozwolą nam zaoszczędzić czas, pieniądze i zdrowie. Oczywiście nie zawsze wykazują się one równie dużą skutecznością jak współczesne produkty powstałe w konkretnym celu, ale mogą stanowić świetne rozwiązanie w tzw. „nagłych wypadkach”.

Moje nowe-stare odkrycie niezwykłego zastosowania zwykłych rzeczy nastąpiło za sprawą książki wydawnictwa Reader’s Digest, którą mój Luby (nie mam pojęcia dlaczego) dostał w prezencie od mojej mamy. Ponieważ z zawartych w niej propozycji może wynikać o wiele więcej korzyści, niż mogłoby się wydawać, postanowiłam podzielić się nimi na forum i tym oto postem rozpocząć tytułową serię.


Mam cichą nadzieją, że prezentowane możliwości użytkowania domowych rekwizytów zainspirują kogoś do wykorzystania tego, co już posiada i tym samym pozytywnie wpłyną na jego zdrowie, samopoczucie, finanse i dobrą zabawę.

Już niebawem pierwsza odsłona Niezwykłych zastosowań a w niej porcja wspaniałych i być może zadziwiających pomysłów użycia pospolitych produktów

27 kwietnia 2013

Trychologia - SOS dla włosów i skóry głowy

Wczoraj moim oczom po raz pierwszy ukazała się tajemnicza i obcobrzmiąca nazwa: trychologia. Natknęłam się na nią w wiadomości od znajomej, która z nieskrywaną dumą i radością obwieszczała, że stała się szczęśliwą posiadaczką własnego biznesu świadczącego usługi w zakresie trychologi. Choć nazwa dla mnie dość osobliwa, od razu skojarzyła mi się z dziedziną medycyny a ponieważ z natury jestem osobą bardzo ciekawą i dociekliwą, nie byłabym sobą gdybym z miejsca nie sprawdziła, czym trudni się owa trychologia. Jak się okazało, przypuszczenie było bliskie prawdy. Moje zaskoczenie i zaciekawienie było tym większe, że wspomniana znajoma nie posiada żadnego doświadczenia, czy też wyksztalcenia, w tej lub pokrewnej dziedzinie, ale zacznijmy od początku.

Co kryje się pod tym tajemniczym określeniem?

Na podstawie powierzchownych i nieprecyzyjnych informacji udało mi się ustalić, ze trychologia jest nauką z pogranicza medycyny i kosmetologii. Skupia się na badaniu i leczeniu skóry głowy oraz włosów. Badania trychologiczne mają na celu zdiagnozowanie i ewentualne usuniecie przyczyn utraty włosów, łysienia oraz innych dolegliwości skóry głowy tj. łojotoku, łuszczycy, łupieżu, suchości skóry. Analiza polega na przeprowadzeniu wywiadu z pacjentem oraz określeniu jego stanu skóry głowy i cebulek włosowych z wykorzystaniem mikrokamery. Na tej podstawie trycholog dobiera terapię odpowiednią do potrzeb schorzenia lub przeprowadza kurację prewencyjną.



„Leczenie” bazuje przede wszystkim na stosowaniu profesjonalnych, naturalnych preparatów trychologocznych (cokolwiek to znaczy), oczyszczeniu skóry głowy, masażu lub mezoterapii. Niestety nie znalazłam żadnych konkretów wyjaśniających, na czym w istocie polega samo leczenie, jak przebiega i z wykorzystaniem, jakich środków. Informacje w tym zakresie są bardzo ogólne i zdawkowe. Gabinety trychologiczne skupiają się raczej na podawaniu komunikatów dot. samych schorzeń, ich przyczyn i tego, co negatywnie wpływa na kondycję naszych włosów.



Którz z nas nie marzy o pięknych, zdrowych, mocnych i lśniących włosach? Codzienna pielęgnacja, maski, olejki, płukanki, zabiegi odbudowujące, nawilżające, odżywiające, suplementy diety - wszystko to, aby poprawić wygląd naszej czupryny. Czasem jednak mimo wysiłku, czasu i pieniędzy, jakie inwestujemy w te zabiegi, efekty są znikome. Dlatego też zastanawiam się, czy ostatni wysyp nowych gabinetów trychologicznych rzeczywiście wynika z zapotrzebowania na tego typu usługi i czy faktycznie stanowią one alternatywę dla tradycyjnych form leczenia takich schorzeń? Czy jest to może tylko kolejna próba naciągnięcia zdesperowanych osób, które nie mogą w inny sposób poradzić sobie z „włosowymi” problemami? Jedno jest pewne: moje zaufanie do trychologi i trychologow zostało poddane w wątpliwość. Sama borykam się od kilku lat z nadmiernym wypadaniem i kiepskim stanem włosów. Zapewne skusiłabym się na wizytę w gabinecie trychologicznym i zasięgnęła rady specjalisty, gdyby nie fakt, że nie zawsze trycholog określający się mianem specjalisty, rzeczywiście nim jest. Okazuje się, że każdy - bez wyjątku - może otworzyć gabinet trychologiczny i stać się specjalistą w tej dziedzinie. W tym celu wystarczy jedynie odbyć krótki kurs i voilà! Teraz przed naszym imieniem i nazwiskiem możemy śmiało dopisać: specjalista. A wszystko to za jedynie 1000-1200 zł i jakieś 8-12 spotkań, również w formie wirtualnej np. per Skype.

Choć wyjątek nie od razu świadczy o regule, niemniej jednak zdrowie mojej skóry głowy i włosów pozostawię raczej tradycyjnie w rękach wykwalifikowanego personelu, czyli dermatologa i fryzjera.

21 kwietnia 2013

Oceanic AA Intensive Therapy - zmarszczki mimiczne

Esencja na zmarszczki mimiczne

Działanie: Preparat zawiera układ biomimetycznych peptydów, które zmniejszając kurczliwość mięśni twarzy, widocznie spłycają zmarszczki mimiczne. Formuła ChroNOline i biotyna zapobiegają utracie elastyczności włókien kolagenu i elastyny, a także pobudzają ich odnowę. Obecność filtrów UVA/UVB (SPF 15) chroni przed fotostarzeniem skóry, a witamina E łagodzi skutki stresu oksydacyjnego związanego ze stresem i negatywnym oddziaływaniem czynników zewnętrznych.

Wskazania: Do skóry zmęczonej, z widocznymi zmarszczkami, narażonej na szkodliwe działanie środowiska zewnętrznego (smog, klimatyzacja, promieniowanie UV).
Dla osób powyżej 25 roku życia.

Dawkowanie: 2-3 razy dziennie nakładać na skórę. W okolicach narażonych na powstawanie zmarszczek mimicznych zaleca się częstszą miejscową aplikację. Preparat przeznaczony do codziennego stosowania.



Esencję kupiłam nie przez przypadek, lecz za sprawą cudownych efektów, jakie zaobserwowałam u mojego Lubego, który stosował preparat przez kilka tygodni. Nie wiedzieć, dlaczego nie wykorzystałam wówczas faktu posiadania tego produktu w swojej łazience i nie przetestowałam go. Jednakże biorąc pod uwagę, że mój zachwyt - co do efektywności i rezultatów finalnych kuracji - nie miał końca, nie pozostałam gorsza i podczas wizyty w Polsce nabyłam ów kosmetyk.




Kosmetyk został zamknięty w poręcznym i praktycznym opakowaniu typu airless, za co przyznaję dużego plusa, ponieważ nie przepadam za wpychaniem paluchów do słoiczka i przenoszeniem drobnoustrojów do jego zawartości. Plastikowy, miły dla oka, estetyczny. Nie wypluwa nadmiernej ilości kosmetyku, choć sprawia pewne trudności w dozowaniu pożądanych ilości.

Punktacja: 4,5/6





Konsystencja - lekka kremowa, ale spoista.
Kolor - klasyczny odcień bieli.
Zapach - subtelny i przyjemny, kosmetyczny.

Punktacja: 5/6





Łatwa, przyjemna i przede wszystkim higieniczna. Miewałam jednak problemy z dozowaniem kremu w pożądanych ilościach, ale z czasem znalazłam „złoty środek”. Kremowa, zwarta konsystencja sprawia, że kosmetyk nie spływa. Łatwo się rozprowadza na powierzchni skóry i stosunkowo szybko się wchłania.

Punktacja: 4,5/6






Esencję stosowałam przez okres około 5-6 miesięcy, 2 razy dziennie: rano i wieczorem w okolicach oczu i czoła.
Bezpośrednio po aplikacji skóra jest napięta, wygładzona, elastyczna. Krem utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia, daje wrażenie odprężenia. Należy uważać, aby krem nie dostał się do spojówki oka, ponieważ może je podrażnić.
Rzeczywiście, miewałam odczucie subtelnego ograniczenia pracy mięśni, ale jedynie w okolicy czoła. Niestety w przypadku mojej mieszanej cery nie sprawdził się jako baza pod makijaż. Sprawiał, że korektor i podkład ulegały zważeniu i zbierały się w załamaniach zmarszczek, dodatkowo je uwydatniając.
Spodziewałam się minimalnego spłycenia zmarszczek mimicznych i tu się zawiodłam. Efekt tego działania był jednak piorunujący w przypadku mojego Lubego, u którego to zmarszczki uległy nie tylko znacznemu spłyceniu, ale również jego cera stała się wyraźnie napięta i wygładzona. Zaobserwowałam jednak poprawę kolorytu i rozjaśnienie skóry wokół oczu.
Nie zapycha. Duży plus za zawartość filtrów i wydajność.

Reasumując: w moim przypadku nie sprawdził się i nieco mnie rozczarował. Nie spełnił moich oczekiwań i nie wywiązał się z najważniejszej i właściwie pierwszorzędnej obietnicy producenta, czyli spłycenia zmarszczek mimicznych.

Punktacja: 3,5/6






Aqua, Dicaprylyl Carbonate, Cyclopentasiloxane, Glycerin, Isohexadecane, Ethylhexyl Triazone, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dibutyl Adipate, Octocrylene, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Glyceryl Stearate, Pentapeptide-18, Acetyl Hexapeptide-*, Dextran, Caprooyl Tetrapeptide-3, Polyester-&, Neopentyl Glycol Diheptanoate, Myristyl Myristate, Tocopheryl Acetate, Parfum, Allantoin, Sodium Citrate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Urea, Disodium Phosphate, Biotin, Citric Acid, Methylisothiazolinone





4/6


Pojemność: 30 ml
Cena: ok. 50 zł

19 kwietnia 2013

Zakupowy zawrót głowy

Ostatnio mam nieodparte wrażenie, że czas sprzysiągł się przeciwko mnie - tygodnie mijają mi niczym dni, dni niczym godziny, a godziny niczym minuty. Krótko mówiąc, cierpię na chroniczny brak czasu. Mimo wszystko postanowiłam wreszcie nadrobić zaległości i uzupełnić kosmetyczne braki. Z góry założyłam, że choćby się „waliło i paliło” nic nie będzie w stanie zaniechać moich planów.
Porzucając nieskończone - tudzież nawet jeszcze nierozpoczęte - prace i obowiązki, pobiegłam w miasto. Co by mi było jeszcze milej, na doczepkę wzięłam Lubego, który dzielnie towarzyszył mi podczas zakupowych wojaży.
Muszę przyznać, że byłam z niego niezmiernie dumna, albowiem skromnie przyznam, że ciężka ze mnie sztuka. Było to więc nie lada wyzwanie dla kogoś, kto pełnił jedynie rolę towarzysza, w dodatku męskiej maści. Z anielską cierpliwością i wyrozumiałością podążał za mną krok w krok - oglądał, wąchał, szukał… a kiedy się znudził spokojnie czytał gazetę, podczas gdy ja nurkowałam między regałami.

Wróćmy jednak do tematu. Do koszyka wpadło zdecydowanie mniej rzeczy a niżeli się spodziewałam:

1. Pomadka ochronna z owocem granatu, ISANA – niezastąpiona w każdej sytuacji
2. Roślinny peeling do ciała, Yves Rocher
3. Puder prasowany, Pastell Compact, Max Factor
4. Morelowy peeling do twarzy, Yves Rocher
5. Szampon koloryzujący, czekoladowy brąz, Accent
6. Maseczka rewitalizująca z owocem granatu, Yves Rocher
7. Lusterko, Yves Rocher – gratis do zakupów
8. Maskara podkręcająco-pogrubiająca, 2000 calorie, Max Factor
9. Próbka oliwkowego masła do ciała, The Body Shop – gratis
10. Emulsja przeciw niedoskonałościom skóry na noc, Tea Tree, The Body Shop
11. Age-Defying Dermabrasion, Darphin
12. Płyn micelarny, Darphin
13. Maseczka z rumiankiem Anti-Age, Darphin
14. Wygładzająco-regenerujący krem do twarzy, Darphin 



Zwieńczeniem tego beztroskiego i jakże przyjemnego dnia, spędzonego u boku mojej lepszej połowy, była wysoko kaloryczna obiadokolacja w Pizza Hut i długi wieczór filmowy w domowych pieleszach.

10 kwietnia 2013

GLAMOUR Shopping-Week 2013

W minioną sobotę, ruszył GLAMOUR Shopping - Week. Szczerze mówiąc nigdy nie brałam udziału w tego typu akcjach i nie wzbudzały one u mnie większego entuzjazmu oraz zainteresowania. Z natury jestem tzw. „dusigroszem” i zwykle wszystkie moje zakupy są starannie przemyślane oraz zaplanowane. Oczywiście miewam również chwile słabości i ulegam pokusom, które w jednej krótkiej chwili mnożą się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale to już zupełnie inna historia. Sęk w tym, że staram się realizować swoje zakupowe potrzeby z głową i w zgodzie z hierarchią pierwszej potrzeby , a tego rodzaju chwyty marketingowe są zwykle nie tylko zgubne dla mojego portfela, ale również skutkują posiadaniem całej masy zbędnych, bezużytecznych, nietrafionych nabytków. Właściwie w tej kwestii niewiele się zmieniło, ale… no właśnie. Mój luby postanowił zrobić mi przyjemność i zaopatrzył mnie w aktualny numer GLAMOUR, w którym to zakupowych okazji i cenowych rewolucji nie brakuje. Na początku podeszłam do tematu nieco sceptycznie, ale niewiele czasu musiało upłynąć , aby siła woli i rozsądek obnażyły swą słabość. Z aptekarską dokładnością studiowałam kartkę po kartce tworząc przy tym „shoppingową” listę potrzeb, życzeń i okazji, które należałoby wykorzystać. Choć nie jest ona jeszcze kompletna, poniżej prezentuje oferty godne uwagi oraz moich faworytów. 




Pełna oferta promocyjna w formacie PDF znajduje się TUTAJ. Szczegółowe informacje oraz cenne wskazówki dot. Shopping-Week dostępne są na oficjalnej stronie GLAMOUR.